w rzeczywistości zaś Helena tonęła wzrokiem w świecie ułudnych marzeń, jakie roztaczały się przed oczyma jej wyobraźni. Alfred myślał z rozkoszą, że ta czarująca kobieta jest przecież jego towarzyszką, jego własną żoną... Kochał ją więcej, niż kiedykolwiek, a jednak, odkąd zamieszkali w Paryżu i każde z nich oddzielny zajmowało pokój, nie był w stanie pokonać silnego wzruszenia, które go ogarniało, ilekroć zapragnął jej pieszczot. Musiał bowiem prosić Helenę o pozwolenie zostania z nią lub wchodzić do jej pokoju, gdy już leżała w łóżku. Ta konieczność, połączona z przymusem stłumiania żądzy cielesnej, sprawia taką przykrość nieniektórym mężczyznom, że onieśmieleni nią młodzieńcy, doznają nieraz gwałtownego bicia serca, przekraczając progi takich nawet domów, w których rozkoszy za pieniądze dostać można. Tego właśnie wieczoru, Alfred — jakkolwiek pewien posłuszeństwa Heleny — zostawał jednak ciągle pod wpływem tego wzruszenia, które, dodając bodźca nanamiętnościom cielesnym, nie jest poczęści uroku pozbawione. Serce młotem biło mu w piersiach, gdy zawczasu układał w myśli słowa, jakiemi miał prośbę swą wyrazić. Tak głęboka cisza panowała w pokoju, iż zdawało się, że młoda kobieta zapomniała o obecności męża. Nagle podniosła się
Strona:PL P Bourget Zbrodnia miłości.djvu/94
Ta strona została przepisana.