Strona:PL P Féval Łowy królewskie.djvu/11

Ta strona została przepisana.

gami, i rękojeścią szpady uderzył w twarz jednego z trębaczy. Krew trysnęła, trąby zamilkły; lecz głuche szepty krążyć w tłumie poczęły.
— Panowie! — rzekł Manuel Antunez, oficer królewskiéj straży — otóż-to żart doskonały... żart co się nazywa.
— Doskonały! doskonały! — odwtórzono chorem.
A trębacz tym czasem krew rękoma tamował; chwiał się na koniu; zdawało się, że omdleje. Młody sukiennik — o którym jużeśmy wspominali — okrążył orszak; a zbliżywszy się do niego, podał mu, na końcu swéj szpady, cienką płócienną chustkę, którą ranny porwał z chciwością. Rozwinąwszy ją, spostrzegł na rogu wyhaftowany herb; lecz chcąc czém predzéj płótno do rany przyłożyć, długo się herbowi nie przypatrywał; wejrzenie tylko, wdzięczności pełne, młodzieńcowi zasłał