Strona:PL P Féval Łowy królewskie.djvu/114

Ta strona została przepisana.

d’Alkantara, ciesząc się z zaszłego zdarzenia[1], które jak najprędzej rad był opowiedzieć ze wszystkiemi szczegółami swemu przyjacielowi Conti.

  1. Szanowni czytelnicy mogą pomyśléć, iż tylko umyślnie przedstawiamy dziwny charakter Alfonsa VI. ze śmiesznéj strony; dla tego téż podajemy tu urywek z dziełka ówczasowego pod tytułem: Opisanie bezprawiów w r. 1668 na Portugalskim dworze wydarzonych. Dziełko to, któremu z wielu względów wierzyć można, wydrukowane było w Paryżu u Franciszka Cousier, w roku 1674.
    Oto są słowa książki:
    Przejeżdżając wązką ulicą świętego Piotra d’Alfama, król spotkał karetę Marcina Correa de Sa, wice-hrabiego Asseca. Ponieważ król spieszył się bardzo, orszak więc jego rozkazał ludziom wice-hrabiego by się usunęli i lektykę przepuścili — a to w wyrazach tak obelżywych, iż ostatni ścierpieć tego nie mogli. Obie strony dobyły szpad i rzuciły się na siebie; bitwa doszła do tego stopnia, iż wice-hrabia widział się zmuszonym wysiąść z karety w celu dania pomocy swym ludziom; co także uczynił Franciszek Sequeira (szatny królewski) by dodać ducha królewskiej świcie. Król jedném słowem mógł przerwać bitwę; lecz nie chciał tego uczynić; co więcéj, wypadłszy z karety wraz z Conti’m, przyłożył pistolet do piersi rannego już wice-hrabiego, i nieochybnie byłby go zabił, gdyby pistolet nie spalił na panewce. Wice-hrabia skoro tylko poznał króla, spuścił natychmiast szpadę, a ukląkłszy prosił o przebaczenie; lecz ani poniżenie się magnata, ani téż jego niewiadomość, nie wstrzymała króla od zelżenia go jak najszkaradniejszemi wyrazy.
    Wszyscy byli zadziwieni, gdy ujrzeli, iż król wyjechał z tak nieliczną świtą, i że wśród dnia, w publiczném miejscu, chciał zabić magnata, który wraz z nim wychował się na dworze.
    Natenczas wszyscy naocznie przekonali się, że niebezpieczeństwo ogołowi zagraża; każdy téż lękać się zaczął o siebie....”
    Przypisek Autora.