Strona:PL P Féval Łowy królewskie.djvu/119

Ta strona została przepisana.

zazdrościć królowi dobra, którem go od innych sama natura odróżniła.
— Panowie! — zawołał król, zwracając się do tłumu dworzan, czekających na niego u drzwi apartamentów — Wenera i Bachus są świadkami, że w tym oto, jednym kulawym więcéj jest rozumu, aniżeli w was wszystkich razem. Jeżeli mój kochany Conti nie każę go zamordować jeszcze w tym tygodniu, w takim razie nie bardzo może być pewnym swego miejsca.... Możesz pocałować naszą rękę, hrabio! Alfons ze szczególniejszą grzecznością uwolnił nowego pochlebcę.
Don Ludwik potrzebował ochłonąć z wzruszenia, dla tego téż spiesznie opuścił pokoje i udał się do ogrodu, by tam swobodniéj pomyśléć o nowém swojém stanowisku.
W jednéj z ulic ogrodu spostrzegł Conti’ego, patrzącego nań wzrokiem pełnym