Ta strona została przepisana.
poskoczył, dognał faworyta, i z uniesieniem ucałowawszy jego rękę, rzeki:
— Składam dzięki losowi, iż zesłał mi tak szlachetnego pana.... Nie posiadam się z radości! Kiedy Wasza Excellencja mówiłeś, zdało mi się.... że słyszę głos wspaniałomyślnego i chojnego margrabiego Santafiore, mego dawnego opiekuna; zdało mi się.... że moje ręce są napełnione jego ślicznemi florenckimi dukatami.
Na te słowa twarz Conli’ego rozpogodziła się zupełnie.
— Przebiegłyś łotrze! — zawołał faworyt. — No, masz zadatek. Jeżeli będę z ciebie zadowolony, to i ty nie będziesz żałował ani margrabiego Santafiore, ani hrabiny Ritti, ani nawet księcia de Beaufort, który swoje sprawy sam tak dobrze załatwia, iż nie potrzebuje pomocy podobnego lobie hultaja.