Strona:PL P Féval Łowy królewskie.djvu/217

Ta strona została przepisana.

Macarone zbliża! się niby z miną obojętną, nasunąwszy kapelusz na ucho, i wsparłszy ręką na rękojeści szpady, nuci! zwrotkę z baletu Jana Lulli, kapelmistrza dworu króla Francuzkiego, udając że wcale nie widzi Baltazara, który również zbliżywszy się do Włocha powitał go ukłonem, i szedł daléj.
— Przysięgam na skrzypce tego kochanego Lulli, którego zwrotkę dopiéro co śpiewałem — zawołał Padewczyk; zdaję mi się że to mój kochany kolega trębacz Baltazar?
— On sam, segnor Ascanio.
— Ledwiem poznał... Już tak dawno nie dałeś się widziéć!
— Onegdaj byłem na placu — rzekł Baltazar, wskazując ranę na twarzy, którą mu zadała szpada faworyta.
— Ah! więc to z powodu owego zadraśnięcia dwa dni nie wychodziłeś z domu?