Strona:PL P Féval Łowy królewskie.djvu/271

Ta strona została przepisana.

ciem ostatniego promyka nadziei. Donna Ximena zemdlała w karecie.
Straszne zamieszanie panowało na miejscu, gdzieśmy zostawili Baltazara. W saméj rzeczy, trębacz, widząc, że tłumy zamiast się zmniejszać, coraz się ścieśniają, zaczął działać stanowczo i krzyknął tak do nośnie, że go nawet sama hrabina usłyszała.
W téjże saméj chwili, wstrząsnąwszy ciężką szpadę, Baltazar rzucił się między tłum i przeciął go w kierunku prostéj linii tak, jak kula armatnia przecina młody a gęsty krzaczek.
Kiedy go kto zatrzymywał, natychmiast wołał.
— Przepuśćcie królewską zwierzynę!
I przy każdém podobném wykrzyknięciu, jego szpada opadała; przeszkoda niknęła.
Wkrótce znalazł się on w ciemnéj i wązkiéj uliczce. Przed nim nie było nikogo; lecz za nim szedł jakiś człowiek.