Strona:PL P Féval Łowy królewskie.djvu/273

Ta strona została przepisana.

rzyszu rzekł Ascanio stając przed Baltazarem tak, iż ten nie mógł ani na jeden krok posunąć się naprzód — Zdaje się, że ta straszna walka pozbawiła cię rozsądku. No, zwróćże się, przecież jeszcze przed nami daleka droga do pałacu!
— A! pan idziesz do pałacu? z zimną krwią zapytał Baltazar, składając swój ciężar na kamieniu, by nieco odpocząć.
— Naturalnie, że do pałacu, i to z tobą, przyjacielu — odpowiedział Ascanio.
Ineza była zemdloną; lecz chłód kamienia, na którym ją złożył Baltazar, powrócił jéj przytomność.
— Matko.... Simonie!.... ratujcje mnie! — wyszeptała seńora.
— Uspokój się, senora rzekł Baltazar — jesteś teraz pod opieką najwierniejszego sługi Vasconcellos’a.
— Dziękuję ci.... dziękuję... wyszepnęła dziewica i znowu zamknęły się jéj oczy.