Strona:PL P Féval Łowy królewskie.djvu/274

Ta strona została przepisana.

— Ten olbrzym jest prawdziwym skarbem! — pomyślał Ascanio — ma siłę herkulesa, i łże wcale niezgorzej odemnie.... No, chodźmy już — dodał głośno.
— Seńor Ascanio — odpowiedział Baltazar — nie idę z panem jedną drogą.
— Mniejsza oto, pójdę tą którą zechesz.... No, chodźmy!
— Ja razem z tobą nie pójdę, z tob!ą seńor.
— Zapewne żartujesz? — fuknął Ascanio.
— Żartuję rzadko, a nigdy uchowaj Boże, z ludzi pańskiego urodzenia. Słyszałeś pan com téj młodéj damie powiedział; a powiedziałem prawdę.
Ascanio zerknął zpodełba na Baltazara; zdawało mu się że ten nie podejrzewając o żaden podstęp, wcale się niema na baczności, więc zręcznie ująwszy sztylet, rzucił go prosto w serce trębacza. Na nieszczęście Padewczyka, Baltazar, pomimo swego po-