Strona:PL P Féval Łowy królewskie.djvu/278

Ta strona została przepisana.

— Conti nizko się skłonił. Dworzanie, wąchający się między nienawiścią ku faworytowi i strachem, iżby król nie zapomniał jutro swego dzisiejszego rozkazu — utorowali ex faworytowi drogę, z zimną grzecznością.
— Jutro Alfons panować zacznie! — myślał Conti prawie w szaleństwie, powracając do siebie — a mnie wypędza.... Conti więc zbudował, to nie dla siebie.... lecz dla kogo innego!
— No! — zawołał król — przyprowadcie mi zaraz tego małego hrabicza, choćby był na marach! Chcę go widziéć; on mnie bawi.... Ale, ale, ta dama co siedzi w karecie nie może być jego żoną, ponieważ wczoraj podpisałem pewne pozwolenie.... To zapewnie jego matka, panowie; odprowadźcież tedy hrabinę do domu z winnymi dla niej honorami, a następnie w naszém królewskiém imieniu poprosić jéj o przebaczenie.... Uczyń-