Strona:PL P Féval Łowy królewskie.djvu/284

Ta strona została przepisana.

łacu. Braciom silniéj serca bić zaczęły.
Lecz pomimowolnie, wiedzeni jakimś dziwnym instyktem, podali sobie ręcę i czekali ze strachem.
Wkrótce kroki dały się słyszéć w przedpokoju. Hrabina sama ukazała się na progu.
— A była do niepoznania, — na jéj nieruchomych i czerwonych oczach błyszczały jeszcze łzy: jéj twarz wyrażała okropną rozpacz. Hrabina nie równemi kroki przeszła przez pokój i uchwyciła za ręce obu synów, którzy się jéj o nic pytać nie śmieli.
— Dzięki Bogu! — wyrzekła hrabina drżącym głosem — że was widzę.... widzę obu! przecież jeszcze jesteś moim synem. Castelmelhorze; przebaczam ci! choć unurzałeś w błocie imie twego ojca, przebaczam ci!... Dwóch synów będzie dosyć dla pomszczenia zniewagi jaką mi wyrządzano.... O! wy mnie pomścicie, nie prawdaż?