Strona:PL P Féval Łowy królewskie.djvu/295

Ta strona została przepisana.

— Do mnie! do mnie, Baltazarze! — wołał Vasconcellos, któremu na to imię zabłysła myśl nadziei.
I tejże saméj chwili stanął przed tłumem, zasłaniając sobą Alfonsa. Moment ten wielkiego niebezpieczeństwa przyprowadził Simona do szaleństwa, do zapomnienia o samym sobie; on czuł siłę do oparcia się tłumowi i zwyciężenia go. To téż piérwsi, którzy nań natarli padli pod razami jego szpady, a z ich trupów uformował się wał, za którym Simon silnie się trzymał.
Tłum cofnął się zdziwiony.
— Naprzód! naprzód! — wołano z tylnych szeregów.
Lecz przodkujący nie bardzo pośpieszali z wykonaniem tego rozkazu. Jednakowoż pomiarkowawszy, iż wstyd cofać się — przed jednym człowiekiem, znowu natarli, dziesięć szpad razem zagrażało Simonowi, który w jednéj chwili został okryty ranamj.