Strona:PL P Féval Łowy królewskie.djvu/297

Ta strona została przepisana.

— A na cóż wam się zda jego głowa? — zapytał Baltazar, głupowato się uśmiechając — przecież wiécie, że w niéj nic niéma.
Ten żarcik, doskonale zastosowany do słuchających, nawet najzaciętszych rozśmieszył; a że nikt nie chciał mierzyć się z Baltazarem — wszyscy więc, uznając tę chwilę za korzystną, radzi byli wejść w układy.
— Czyż przynajmniéj — rzekł Gaspar Orta Vaz, dotychczas stojący z daleka, jak to przystawało tak poważnemu garbarzowi — dostaniemy faworyta?
— Także nie — odpowiedział Baltazar — dzisiaj podobało mi się rozrzucać łaski i chcę obronić tego nieboraka Conti, którego nie mamy co się obawiać; gdyż już kto inny jest w łaskach Alfonsa.
— Więc nikt nam się nie dostanie?
— W wielkiéj sali biesiaduje kilkaset rycerzy Firmamentu; tych wam oddaję.... Na-