Strona:PL P Féval Łowy królewskie.djvu/310

Ta strona została przepisana.

duszce, małą i wielką pieczęć państwa. Na ostatku szedł infant Don Pedro.
Alfons był jeszcze bardzo blady, z utrudzenia po nocném polowaniu; a następnie przestrachu, mimo to na jego twarzy malował się wyraz zupełnéj obojętności. Nie pamiętał on zupełnie o blankiecie, który poprzedniego dnia dał Contiemu; nie wiedział też jaki cel miało to uroczyste zgromadzenie.
— Panowie! — ozwała się Donna Ludwika, zasiadłszy na tronie — wezwaliśmy was na ogólną radę, spełniając życzenie wielce potężnego księcia Alfonsa, Portugalskiego króla, a naszego najukochańszego syna.
Alfons zabierający się do drzymania, nadstawił uszy i spojrzał z podziwieniem na królowę.
— Uznawszy jego żądanie za słuszne — mówiła daléj Donna Ludwika — zważając wreszcie na to, że syn nasz już jest według