Strona:PL P Féval Łowy królewskie.djvu/312

Ta strona została przepisana.

Lecz nie śmiał daléj mówić i usiadł.
— Panowie, czy niema kto z was co do zarzucenia? — spytała królowa.
Milczenie panowało między zasiadającymi na ławkach duchowieństwa i szlachty.
— A panowie? spytała — znów królowa, zwracając się do mieszczan.
— Niech Bóg wszechmocny i najświętsza Panna Marja błogosławią Waszą królewską mość, i króla naszego monarchę i infanta Don Pedro — odpowiedział jakiś pokorny głos — Alboż Lizbońscy mieszczanie żądają kiedykolwiek coś więcéj nad wolę swych monarchów!
Mówiącym to był Gaspar Orta Vaz, starszy zgromadzenia cechu Lizbońskich garbarzy.
— Ja znam gdzieś ten głos! — zawołała Alfons.
Gaspar już się miał za, zgubionego; przypomniała mu się nocna potyczka; zdawało