U wszystkich tych trzech osób, tak wysoko położonych, jakkolwiek ich znaczenie było odmienne — nasz mnich był przyjęty z równémi względami i szacunkiem. Nawet biédny Alfons porzucił na chwilę niedorzeczne zatrudnienia, prosząc go o błogosławieństwo.
Wszędzie, nawet u samego króla, mnich nie ściągał z głowy ogromnego kaptura, który mu zasłaniał całą twarz. Nikt nie mógł się chlubić, że jego rysy widział. Można tylko było dostrzedz jego błyszszące, rozkazujące spojrzenie i kosmyki siwéj brody.
Skoro mnich przechodził przez ulicę, szlachta kłaniała się, mieszczanie odkrywali głowy, a lud całował skraje jego habitu; szlachta drżała przed nim; mieszczanie go szanowali; a na jeden znak jego ręki, lud gotów był podłożyć ogień pod całą Lizbonę.
Strona:PL P Féval Łowy królewskie.djvu/376
Ta strona została przepisana.