mnicha, tak jak i jego twarzy. Kochał on pokój, cięgle wszystkich zachęcając do zgody; a jednak przewidywał wojnę, do któréj już przygotowywał się oddawna. Lecz jeśli się zapali wojna pomiędzy nieprzyjaznemi stronnictwami, pytanie, któremu on pomagać będzie? Każde liczyło na jego pomoc, ale wcale niej pewném nie było.
Tylko jeden człowiek nie liczył na niego: był-to Alfons Bragancki, który nie chciał liczyć na nikogo; gdyż nie przeczuwał grożącéj mu burzy. Nieszczęśliwy ten król w ostatnich latach strasznie się odmienił. Jakaś ponura owładnęła nim melancholia. A jeżeli się z niéj czasami przebudzał, to dla tego tylko, by popełnić jakąś niedorzeczność, zdradliwie mu doradzoną. Jego przyboczna straż łączyła zuchwalstwo ze zdradą. Wszyscy wiedzieli, że Alfons nie ma ani jednego wiernego sługi, któryby gotów był bronić go w chwilach niebezpieczeństwa.
Strona:PL P Féval Łowy królewskie.djvu/382
Ta strona została przepisana.