Ta strona została przepisana.
dném miejscu, spoglądając na mnicha ze smutkiem.
Mnich długo klęczał przed krucyfixem. Bez wątpienia, jego uczucia staczały w nim straszną walkę; czasami bowiem rzucał się spazmatycznie, a jego blada twarz pokrywała się mocnym, przelotnym rumieńcem.
Gdy powstał, ciężkie westchnienie wydobyło mu się z piersi. Jego twarz nosiła na sobie cechę poprzedniéj spokojności. Złożył on na krzyż ręce, a podniósłszy oczy do góry, rzekł zwolna i poważnie:
— Boże ratuj Portugalię!... Ja przysiągłem; moje życie należy do króla.
Bez wątpienia, Baltazar oczekiwał innego skutku; nie mógł téż dla tego ukryć swego zadziwienia.
— Jeszcześ, senor, wszystkiego nie przeczytał — zrobił uwagę.
I podniósłszy list z ziem i, podał go mnichowi.