Strona:PL P Féval Łowy królewskie.djvu/435

Ta strona została przepisana.

Izabella nie dała żadnéj na to odpowiedzi. Wesoła, lekkomyślna, namiętna lubowniczka zabaw i uroczystości — traktowała z jednakową obojętnością i znajomych dworaków i nieznajomego Alfonsa.
Miała-by téż co myśléć o takich drobnostkach!... Przecież codzień musiała zarządzać robotą pięciu lub sześciu szwaczek, które się zajmowały jéj wieczorną toaletą; prócz tego trzeba było nauczyć się nowego menueta, modnych ukłonów; a wreszcie... pomyśléć cokolwiek o pięknym cudzoziemcu, który na jednym z balów, bardzo zręcznie podniósł upuszczoną rękawiczkę, i oddał jéj nie podniósłszy na nią oczu.
Cudzoziemiec jednak piękne miał czarne oczy... które, zdawało się, nie umiały się weselić. Na jego szlachetnéj twarzy malował się głęboki, nieuleczony smutek. Obojętnie przechodził obok tłumów wesołych, napełniających królewskie komnaty. Snadź,