— Zapewne lubisz i to i to? — mówił daléj biedny Alfons; — o! ty będziesz tutaj najszczęśliwszą z kobiét. Mam włoskich sztukmistrzów, którzy połykają zatrute szpady, i tańcują menueta na linie, wyciągniętéj piętnaście stóp nad ziemią... Że mówię prawdę, daję ci na to moje słowo honoru.
Izabella zakryła twarz rękoma.
— Nie potrzebujesz się chować, jeżeli się chcesz śmiać — mówił znowu Alfons — twoje życzenia sprawią mi radość... Wierz mi, mamy jeszcze tutaj co innego... Są francuzcy sztukmistrze: chodzą na rękach i rzucają się w tył tak, iż sobie całują pięły... Wcale nie kłamię, Izabello!... Mam i komedyantów, którzy śpiéwają jak te bajeczne ryby, które nazywały się... no, wszystko jedno: pamiętam, że te ryby miały kobiéce twarze. Czyś kiedy słyszała o nich, Izabello?
— Boże! mój Boże! — szeptała nieszczęśliwa kobiéta.
Strona:PL P Féval Łowy królewskie.djvu/456
Ta strona została przepisana.