Strona:PL P Féval Łowy królewskie.djvu/457

Ta strona została przepisana.

— Rozumiem cię, Izabello! — zawołał Alfons — z niecierpliwością oczekujesz na wszystkie moje cuda. Miéj cierpliwość. Nie odmówimy ci téj przyjemności. Oprócz tego, twoja wola będzie dla nas prawem... Lecz jeszcze nie wszystko ci opowiedziałem: mam afrykańską małpę, która się tak wykrzywia, jak jeszcze nikt w świecie się nie wykrzywiał: każde jéj wykrzywienie jest warte dziesięć tysięcy realów... Tak moje hrabiątko oceniło jéj wykrzywiania... Jakże ci się podobał hrabia?
Izabella myślała o francuzkim dworze, o swojej matce, o Simonie Vasconcellos; czuła, że krew ścina jéj się w żyłach.
— Przysięgam ci! — ciągnął Alfons, głośno się roześmiawszy — że mam i francuzkich gladyatorów, na których patrząc udusisz się ze śmiéchu. Gladjatorzy ci biją się głowami jak barany; a kiedy ich głowy uderzą się jedna o drugą, to czasami jedna, czasami