— Izabello, weź tę karafkę i naléj tym dobrym panom, których pragnienie dręczy.
Królowa milczała, lecz na jéj twarzy, zwykle miłéj i spokojnéj, odbiły się wszystkie odcienia męczarni obrażonéj miłości własnéj i dumy, nie przyzwyczajonej do takiego obejścia.
Dworzanie patrzyli na nią z ciekawością, lecz wcale nie pojmowali, co się w niéj działo. Niektórzy nie przestawali się śmiać.
Castelmelhor nadstawił szklanki.
Alfons roześmiał się.
Królowa tak zbladła, iż żyły na jej bladém czole wystąpiły, tworząc sieć niebieską.
Królowa była dobrą, nawet słabą; lecz płynęła w niéj gorąca krew stronnictwa Frondy — krew, która tylko co nie strąciła kardynała Mazarini w bezdenną przepaść.
Izabella cofnęła się kilka kroków w tył, podniosła głowę do góry i rzekła:
Strona:PL P Féval Łowy królewskie.djvu/464
Ta strona została przepisana.