Strona:PL P Féval Łowy królewskie.djvu/510

Ta strona została przepisana.

człowieka. Wierzę mu, szanuję go, leci tajemny głos rozkazuje mi go nienawidziéć.
Infant zamilkł.
Zwolna, pod wpływem téj tajemniczéj rozmowy, twarze cztérech osób, siedzących w pokoju królowéj, przyjęły wyraz powagi.
Noc była posępna: na podwórcu wył wiatr pomiędzy obnażonemi drzewami. Wysokie stare okna skrzypiały napierane wichrem. Obie dziewice, przycisnąwszy się do siebie, zaledwie mogły ukrywać swój przestrach.
W téj chwili drzwi rozwarły się: wszyscy czekali na zjawienie się tajemniczéj osoby, o któréj tylko co mówili.
Lecz marszałek zniweczył ogólne przerażenie, wymówiwszy głośno:
— Don Simon Vasconcellos y Souza!