los upadł na poduszki, na których jeszcze niedawno siedziały siostry same, i ze smutkiem spoglądał na Izabellę. Królowa nie poruszała się, jéj oczy były zamknięte.
— Mój Boże! — szeptał Vasconcellos, chwytając się oboma rękoma za piersi wznoszące się od płaczu; — ona mnie kochała!... kochała mnie tak, jak ja ją kocham!
Zdawało się że te słowa ożywiły Izabellę; ona zwolna podniosła się i położyła swą rączkę na ramieniu don Simona: jéj wielkie oczy, zagasłe i blade, śmiały się i płakały.
— Ah! teraz chciałabym umrzéć!.. — rzekła Izabella opuszczając swą główkę na pierś Simona. — O! dobrze słyszałam! — mówiła daléj jakimś dziwnym, zmienioném głosem, jakim mówią lunatycy, lub ci, którzy bredzą we śnie; — mówiłeś że mnie kochasz... Prawda?... Wiem o tém... Lecz chcesz mnie zabić... zabić mnie długiemi i powolnemi męczarniami... Lecz za co? Jeszcze jestem
Strona:PL P Féval Łowy królewskie.djvu/536
Ta strona została przepisana.