Strona:PL P Féval Łowy królewskie.djvu/538

Ta strona została przepisana.

cellos zbierał siły, i starał się nie słyszéć wołań swego serca.
Długo z sobą walczył. Jego usta nie mogły wymówić słowa, które miało rozchwiać szczęśliwą przyszłość... Nakoniec, Simon zbladł i z trudnością wymówił:
— Ja tak chcę!
Królowa puściła jego rękę i odpowiedziała:
— Wola twoja będzie wypełnioną.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

O północy, kościół OO. Benedyktynów Lizbońskich, był rzęsisto oświetlony. Przed ołtarzem wszystko było przygotowaném do ślubu.
Rony de Souza de Macedo w potyfikalném ubraniu czekał na nowożeńców.
W krótce dwie karety bez herbów stanęły przed bramą klasztorną. Z pierwszéj wysiadła królowa ze swemi dwoma pannami