Ta strona została przepisana.
Pomimo tych stronnych opinji, Miguel z chęcią przedawni swoje wino niezadowolonym. A nawet, kiedy był zupełnie przekonanym, iż go nie usłyszą panowie ani ich służący, Miguel zmieniał nagle swe opinje i w wyrazach bardzo czułych, malował smutny los mieszkańców Lizbony. Wtedy-to Conti był dla niego tylko drobnowzrostkiem z pospólstwa, któremu koronki i axamity przystawały jak osłu lwia skóra.
— Ten uliczny rozpustnik — mówił daléj Miguel — jest raną Portugalji; a najszczęśliwszym dniem dla Lizbony będzie ten, w którym powieszą tego łotra na szubienicy, w pałacowém wystawionéj podwórcu.
Jeżeli Miguel przestawał wyrażać się podobnie, było można być pewnym, że zwęszył gdzieś tok z piórami lub haftowany kaftan. Chcąc być sprawiedliwym,