Strona:PL P Féval Łowy królewskie.djvu/547

Ta strona została przepisana.

Conti nie odpowiadał w jego głowie nowa myśl zabłysła.
— Tak się dzieje na świecie! — mówił daléj Ascanio; — Wasza Wielmożność upadłeś bardzo nizko!... A ja wyszedłem na człowieka. Nakoniec przekonano się o moich zdolnościach. Teraz moi przodkowie nie potrzebują się wstydzić za swego praprawnuka!...
— Ile mogę zapamiętać, — nagle przerwał mu Conti; — zawsze byłeś wielkim łotrem...
— Co? — zapytał Ascanio, zmarszczywszy brwi.
Conti powtórzył swa obelgę. Ascanio natychmiast dobył szpady, wyszedł do gardy, uderzył trzykroć noga, i odsalutował szpada, tak pięknie, że najlepszy fechmistrz pozazdrościł by mu jego zręczności.
— Prędzej! prędzej!... — zawołał Ascanio przenikliwym głosem; — raz, dwa.
Wyskoczył i wzniósł szpadę.