Strona:PL P Féval Łowy królewskie.djvu/616

Ta strona została przepisana.

— Niespodziankę? — rzekł Fanshaw, ciskając na mnicha podejrzliwym wzrokiem.
Nim ten ostatni mógł odpowiedziéć, nastąpiło wielkie poruszenie w tłumie, który rozstąpił się, zostawiając na środku placu szerokie przejście. Świetny orszak, złożony z króla, dworu i rycerzy Niebokręgu w wielkim uniformie, zbliżał się ulicą Nową.
Król jechał pomiędzy Castelmelhor’em i Conti’m.
— Na bok łotry! miejsce dla Jego Królewskiéj Mości! — wołali Fanfaroni królewscy, rozpychając tłum.
Nie jedna ręka sięgnęła pod łachmany i ścisnęła długi ukryty sztylet; nie jedno spojrzenie zapytywało z daleka mnicha; cały ten tłum czekał tylko słówka, znaku, aby się rzucić. Mnich był niewzruszony.
Gdy król przejeżdżał koło niego, ukłonił się z uszanowaniem.