Ta strona została przepisana.
jomy, który się wśliznął we dnie między orszak królewskiej straży. Stał on na uboczu i zdawało się, jakby oczekiwał wyjścia tłumu, by znów się między niego wmięszać.
Dwaj inni, sądząc się być samymi, cichą prowadzili rozmowę na progu saméjże kaplicy.
— Wasza Excellencja — rzekł jeden z nich tonem wyrzutu — tracisz właśnie odwagę w chwili, kiedy działać należy. Nabierz ducha, mości hrabio, i pamiętaj, żeś już bardzo blizki celu.
— Lecz ten biedny Alfons tak mnie kochał! odpowiedział Castelmelhor z nieudanym smutkiem — on mi ufał, Conti! Moja zdrada wydaje mi się haniebną i podłą.... Gdyby przynajmniéj zdolnym był bronić się... gdyby wreszcie był człowiekiem!
— Wtedy Wasza Excellencja nie mogłabyś