Strona:PL P Féval Łowy królewskie.djvu/650

Ta strona została przepisana.

ca zimna krew już mu wróciła. Zrzucił z siebie płaszcz i siadł na ławie.
Macarone polecił swym pomocnikom cofnąć się na korytarz, a sam pozostał z mnichem. W ręku trzymał pochodnię.
— Teraz — ozwał się — życzę Waszéj Wielebności dobréj nocy; lecz pierwéj niech mi będzie wolno dotknąć téj szanownéj brody, która już w krotce oblicze tylko świętego zdobić będzie.
I szybko posunął rękę ku brodzie; lecz mnich odepchnął go z taką siłą, że Macarone wyleciawszy za drzwi, oparł się dopiéro o przeciwległy mur. Mnich rzucił się zanim, jakby mu chciał zadać jaki cios; nie przekroczył jednak progu; za to rad był i temu, że mógł w trakcie tego rzucić spojrzenie na zewnętrzną stronę drzwi.
— Numer trzynasty! — poszepnął.
I z największą spokojnością wszedłszy nazad do swego więzienia, wyrżnął na pręd-