Mnich leżał cięgle na wilgotnéj podłodze swego więzienia. Zdawoło się, że życie już w nim zamarło. W nagłém jakiémś poruszeniu, kaptur w tył mu się zsunął. Słaby i wązki promyk słońca, wchodzący przez okienko, padał w prost na jego twarz, na któréj niedawne cierpienie głębokie zostawiło ślady.
— Klucz, wolno obrócił się w zamku, i drzwi z cicha się otworzyły. Wszedł jakiś człowiek, bystre spojrzenie rzucając do koła. Był w masce. W prawéj ręce trzymał szpadę; w lewjé długi sztylet.
Z początku, nic nie mógł rozróżnić; lecz powoli, gdy jego oczy do ciemności przywykły, spostrzegł mnicha, leżącego w kącie — i ostrożnie podszedł ku niemu. Ukląkł obok niego, pochylił się ku twarzy i kilka chwil milcząco mu się przypatrywał. Następnie odwiązał siwą brodę, pod którą
Strona:PL P Féval Łowy królewskie.djvu/672
Ta strona została przepisana.