Strona:PL P Féval Łowy królewskie.djvu/682

Ta strona została przepisana.

rękoma, mnicha. W tyle niego widać było ogromną postać Baltazara.
— To ty, hrabio, w mojéj jesteś mocy! rzekł mnich, zwolna postępując naprzód.
— Znowu ty! — zawołał Castelmeihor, wściekły z gniewu — znowu ty!
I obnarzywszv szpadę, rzucił się na mnicha; lecz na znak tego, Baltazar wszedł do pokoju z kilkunastoma uzbrojonemi ludźmi, zostającemi pod dowództwem samego dozorcy Don Pio Mata Cerdo.
Castelmelhor zwiesi! głowę; przeczuwał swą zgubę.
— Prawdęm ci powiedział, Ludwiku de Souza — rzekł mnich — że staniesz się mordercą... Mój widok dziwi cię, nie prawdaż? Przedsięwziąłeś wszystkie środki... i tak, ja w téj chwili miałem już nie żyć.... lecz sam Bóg opiekuje się królewską krwią... Z człowieka, któremuś zabić mię polecił, trup tylko pozostał. Sam jesteś zwyciężony. Za