Ta strona została przepisana.
mu jadącą, Zobaczywszy to, jednym gestem uciszył tłum cały i zbliżył się ku stołowi.
Wziąwszy wtedy pióro, zapełnił miejsce puste na akcie abdykacyi.
— Panowie — rzekł wskazując palcem na tłum, poruaszjący się pod oknami — jestem tu ze wszystkich najsilniejszym, mam prawo rozkazywać. Chcecież mi być posłusznymi.
— To prawdziwy skarb z tego mnicha! — pomyślał Fanshaw.
— To sam szatan! — mruknął Macarone.
Członkowie zgromadzenia wahali, się naradzając się między sobą.
— No i cóż! — groźnym głosem ozwał się mnich.
Tłum, nie widząc swego pana, zaczął się niecierpliwić i szemrać.
Wreszcie zgromadzenie zakończyło narady.