Ta strona została przepisana.
puste miejsce było zapełnione nazwiskiem Don Pedra de Braganza.
Po przeczytania aktu, mnich wziął koronę z rąk prezydenta i włożył ją na głowę infanta.
— Beże daj jak najdłuższe życie królowi Don Pedro! — wrzasnął tłum, zachwycony tą teatralną okazałością.
— Sic vos non vobis! — z boleścią poszepnął milord, uczący się niegdyś po łacinie.
Mnich ukląkł i pocałował rękę króla.
— Czcigodny ojcze! — zawołał Don Pedro drżącym ze wzruszenia głosem — gdybyś nie był sługą Bożym, mógłbym cię choć tém wynagrodzić za twe poświęcenie, że mianowałbym cię mym piérwszym ministrem.
— Wcale to temu nie przeszkadza.
To mówiąc, zrzucił z siebie habit i przedstawił się w świetnym kostjumie.
— Vasconcellos! — rzekł król z zadziwieniem.