Strona:PL P Féval Łowy królewskie.djvu/8

Ta strona została przepisana.

Wcale to jednak nie trwożyło orszaku, który coraz daléj się posuwał. Nie zadługo téż z za węgła ulicy Nowéj, ostatni ukazał się rycerz. Trąby głośno zabrzmiały; a orszak uszykował się w około jakiegoś pięknéj postawy pana, który niedbale dotknąwszy ręką kapelusza, rozwinął pargamin, opatrzony herbową pieczęcią Braganckiego domu.
— Trębacze piekła! — wrzasnął tenże nieprzyjemnym głosem, tworzącym rażącą sprzeczność z jego pełną wdzięku jazdą — Czyż już wam w piersiach oddechu zabrakło? Trąbcie lepiéj, bo... klnę się na moich przodków, niepodległych władców Wintimilii, w pięknéj Italii leżącéj... że po powrocie wychłostać was każę.
Potém, do swoich towarzyszy się zwróciwszy, dodał:
— Czyż ci głupcy sądzą, że czytać będę królewskie postanowienie dla kilkudzie-