Ta strona została przepisana.
byli, iż odpowiedzialność na kogo innego złożyć mogą.
Orta Vaz, przybierając znowu rolę prezesa, klasnął rękoma i milczenie nakazał.
— Cudzoziemcze — rzekł — wyświadczyłeś wielką usługę mieszkańcom i cechom Lizbony. Możemyż wiedziéć nazwisko naszego nieustraszonego obrońcy?
— Nazywam się Simon.
— Don Simonie, czy chcesz być naszym dowódzcą?
— Być może, iż się na to zgodzę... Wprzód jednak podam warunki... Lecz otóż i mój zbawca, któremu zapomniałem uścisnąć ręki.
Baltazar zbliżył się i wyciągnął swą széroka dłoń; lecz Simon cofnął się.
— Zaczekaj — powiedział — wyrzekłeś słowa, które odwołać musisz, jeżeli chcesz być moim przyjacielem.