Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/1029

Ta strona została przepisana.

bredni, mniemał on, że jest najgłębszym dyplomatykiem i pracował z serca.
Błażéj i Bibandier nie zapomnieli o tém. Dla tego też dostrzegłszy go z obliczém zaognioném od wina, z minę napuszoną i zadowoloną, pomyśleli o grożącém niebezpieczeństwie. Zapytali siebie, czyby nie było rozstropném opuścić interes który zły obrót przybierał i być może iżby byli uciekli, gdyby ich nie uspokoiła oziębła postać Montalta.
Gdy Montalt oddalił się z altanki, pospieszyli natychmiast zająć jego miejsce.
— Coś ty mówił nieszczęśliwy!... — zawołał Błażéj — coś mu opowiadał?
Robert spojrzał na niego z najżywszą wzgardą.
— Zkąd ten łotr Montalt dostaje win podobnych — poszepnął — można wypić beczkę i nie upić się...
— Ale ty jesteś pijany amerykaninie — odezwał się Bibandier potrząsając jego ramieniem.
— Cóż to znaczy, mości Pipander? — rzekł Robert — czyliś wart i tobie podobni, tyle