— Wyborna historja — mruczał — oh!... to się nazywa opanować człowieka...
Po chwili chrapał w najlepsze, a Błaéj i Bibandier byli bardziéj zakłopotani jak poprzednio. Brakowało im głowy, która ich ratowała w trudnych okolicznościach. Nie mogąc ocenić swego położenia, nie wiedzieli jak im należało postępie.
Jedna rzecz wydawała się im prawdopodobny jeżeli nie oczywisty, to jest, że będą musieli wystąpić do walki przeciw nabobowi i że on stanie się dla nich najgroźniejszym nieprzyjacielem.
Gdy sobie łamali głowy naderemnie, unikając instynktownie miejsc, w których się snuli biesiadnicy, przypadek sprowadził ich pod posąg będący na przeciw okna pokoju kostiumowego. Błażéj wykrzyknął z zadziwienia.
Pokazał palcem na okno:
— Otóż one!.... — przemówił z cicha.
Bibandier spojrzał w kierunku wskazanym, i lica jego pokryły się śmiertelny bladością. Ujrzał bowiem Montalta i dwie córki stryja Jana.
Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/1032
Ta strona została przepisana.