Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/1033

Ta strona została przepisana.

Błażéj uderzył silnie po ramieniu Bibandiera.
— Tak, to one! — powtórzył — więc ich nie zabiłeś mości Bibandierze!...
— Przysięgam na honor — odpowiedział — żem ich utopił z kamieniami u szyi... to muszę być widma...
Błażéj spojrzał mu na twarz i wstrząsnął głową.
W téj chwili Montalt przyciskał złączone ręce siotr do swych piersi.
— Widma! — pomruknął Błażéj — zdaje mi się żeś z nas zadrwił panie baronie... jeśli tak jest, to bądź pewny że nie pójdziesz do raju... spojrzyj no tylko — dodał ściskając pięście z gniewu — jak z sobą rozmawiają... pewny jestem, że Montalt wie już o zdarzeniu zaszłém w nocy św. Ludwika.
— Czyby nie dobrze było ztąd umknąć — przemówił z cicha baron.
Błażéj nie był od tego dalekim; lecz miał ufność w Robercie gdyby ten był trzeźwym; uznał zatém, że najroztropniéj będzie odłożyć wszystko do jutra.