narodów, który zwykle mówił głośniéj od innych.
Poczuwał się do winy i im większe było podobieństwo, że jego dwaj wspólnicy utracą swoje stanowisko, tém bardziéj obawiał się ich zemsty.
— Wiesz dobrze śpiochu — rzekł — że twoje pogróżki tyle mnie obchodzę ile ciebie twój wyrok zaoczny... amerykanin i ty i dziesięciu was podobnych, nie potrafiliby mnie zatrwożyć... lecz jesteśmy razem... potrzeba być czynnym i poświęcam się.
— Czy pamiętasz co ci mówiłem?
— Czy mnie uważasz za osła?... pozwól mi działać.
Błażéj i Bibandier szli jeszcze za młodzieńcami przez kilka minut; poczém w chwili gdy ci mieli wracać na bal, Bibandier opuściwszy swego towarzysza, przybliżył się do nich z niemiecką rubasznością.
— Pragnąłbym pomówić z panami parę słów — rzekł kłaniając się sztywno.
To co Błażéj przewidział, nastąpiło. Nie przyszła nawet myśl młodzieńcom ażeby kiedykolwiek widzieli tę dziwną postać.
Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/1036
Ta strona została przepisana.