Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/1070

Ta strona została przepisana.

Pomiętosili bowiem cienkie batystowe koszule których gorsy były widzialne, ich włosy były rozczochrane, i na głowach mieli kapelusze na bakier, po junacku.
Zamiast odpowiedzi, Edward postąpił kilka kroków chwiejąc się na nogach, a Leon rzekł głaszcząc podbródek pięknéj pokojówki:
— Wieczór dobry Lizetko!
— Nie Marysiu... nie omyliliśmy się bynajmniéj! — dodał Edward młynkując szpicrutą — nie... przyszliśmy odwiedzić twoją panię.
Obróciwszy się na napiętku, pocałował w szyję pokojówkę, która lubo znała się na żartach, lecz w téj chwili miała większą skłonność do gniewu jak do śmiechu.
— Ah!... moi panowie... czyście się spili czy téż poszaleli... Za kogóż to mnie uważacie?
— Co do mnie Maryniu — odpowiedział Edward — uważam ciebie za najpiękniejszą dziewczynę, jaką od tygodnia pocałowałem.
— A co do twéj pani Antosiu — dodał Leon — uważamy ją za to co jest... za naj-