Związawszy pasy, przytwierdził je do dwóch szczebli żelaznych osadzonych w futrynie okna, poczém spuścił się nie na sam dół, lecz do pierwszego piętra więzienia.
Za pierwszém szelestem, czarna massa leżąca na bruku, poruszyła się; brytan powstał na nogi, lecz nie szczekał, ograniczył się tylko na wyciu głuchym, jakby nie chciał zatrwożyć swéj zdobyczy. Czekał z otwartą paszczą i wywieszonym ozorem.
Wincenty widział wśród ciemności jego ślepie błyszczące czerwonym płomieniem, jak węgle przygaszone.
Brzask zorzy porannéj nie oświetlał jeszcze zacieśnionego budynkami dziedzińca, lecz zewnątrz można już było słabo rozeznać przedmioty.
Wincenty przesuwał się od jednego do drugiego okna, kalecząc sobie nogi i ręce; pomimo tego trzymał się mocno i nie tracił męztwa.
Potrzebował wiele czasu zanim się dostał do bramy wychodzącéj na ulicę św. Małgorzaty, a będącéj pomiędzy dwoma budynkami które się z sobą łączyły.
Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/1092
Ta strona została przepisana.