Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/1136

Ta strona została przepisana.

Poczém dodał ściskając rękę młodziana.
— I dokąd pojazd zmierzał?
— Straciłem go z oczu tam... — odpowiedział Wincenty, wskazując palcem na róg ulicy Marini.
— Tak... nie mylę się... — zawołał Robert.
— Jak to? miałżebyś wiedziéć? — zapytał Wincenty zaledwie dysząc.
— Zdaje mi się, że pan potykałeś się dzielnie na szpady, panie Wincenty — rzekł Robert zamiast odpowiedzi.
— Dostałem się do więzienia za to, że zabiłem w pojedynku na wyspie Maderze, jednego z najgroźniejszych szermierzy marynarki francuzkiéj.
— Tém lepiéj... gdyż sprawiedliwość jest powolną... tém bardziéj gdy idzie o porwanie dziewczyny... Pontales przynajmniéj chciał się z nią ożenić, lecz ten człowiek...
Posłuchaj pan — rzekł Wincenty, przez zaciśnięte zęby z iskrzącym wzrokiem — jeżeli mi wskażesz tego człowieka, będę ciebie uważał za najlepszego przyjaciela...