Przyłożył rękę do czoła.
— Czyliż wiem co mi Bóg zesłał?... — mówił ze smutkiem i powątpiewaniem — od wczoraj wspomnienia gromadzę się tłumnie w moim umyśle... przeszłość przybiera kształty i ukazuje się przed mym niedowierzającym wzrokiem... moje serce drzemało... miałożby się ocknąć ażeby doznawać nowych katuszy?...
Powstał z żywością. Zimno które go we śnie ogarnęło, przebiegło po żyłach jego i sprawiło drżenie.
— Nie chcę cierpieć więcéj... nie chcę dłużéj wierzyć... oh! nadaremnie przypadek przynosi mi echo moich minionych nadziei: moje serce jest martwém...
Spojrzał w około pokoju i pomruknął mimowolnie:
— Lecz gdzie są?... Przecież to nie było snem... widziałem ich długie włosy pod małemi czapeczkami... słyszałem ich słodkie głosy, które mnie odmładzały o lat dwadzieścia... otóż harfa, która stoi na środku pokoju... lecz gdzież są one?
Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/1139
Ta strona została przepisana.