Ta strona została przepisana.
Ten ukłonił się jéj z uszanowaniem i pojazd zniknął.
Montalt wysiadł na chodnik. Młodzieniec ubrany podług najpierwszej mody a nawet przesadnie lornetował go przez szkła w złoto oprawne.
Nabob nie patrząc na niego, chciał wejść.
Młodzieniec trącił go po ramieniu:
— Słówko mylordzie — rzekł.
Nabob zatrzymał się.
— Czy mam zaszczyt mówić z mylordem Berry-Montalt?
— Tak.
— Jestem hrabia Alan Pontales...
Montalt, który dotąd nie raczył zwrócić oczu na niego, zadrżał cokolwiek i zmierzył go wzrokiem.
— Ah!... — rzekł — czegóż pan żądasz odemnie?
— Będę żądał od pana pewnego wytłómaczenia... czy pan znasz margrabinę d’Urgel?
— Nie wiem — odpowiedział Montalt.
— Jakto?... nie wiesz pan? — powtórzył Pontales podnosząc głos.