wę miał wzniesioną lecz wzrok ku ziemi skierowany.
— Zaciągnąłem dwa długi u ciebie mylordzie... pierwszy jest pieniężny... zwracam go...
oto sześć sztuk złota...
— Józefie! — zawołał nabob na służącego, który właśnie przechodził z paczką kart w ręku.
— Wypij za moje zdrowie — rzekł dając mu sześć sztuk złota.
Poczém dodał odwracając się do Wincentego.
— Nie jesteśmy sobie nic winni teraz mój przyjacielu.
— Za pozwoleniem — rzekł Penhoel — mam zamiar bowiem uiścić się jeszcze za przysługę, którąś mi pan wyświadczył...
— Jaką przysługę? — zapytał nabob bez przesady.
— Ocaliłeś mi pan życie...
— Prawda... zapomniałem o tém.
— Ja zaś przypominam to sobie... i zamiast zabicia pana jakbym miał prawo do tego, chcę pana ocalić...
Montalt spojrzał z zadziwieniem na młodzieńca.
Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/1155
Ta strona została przepisana.