Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/1163

Ta strona została przepisana.

— Cicho! — rzekł Stefan. — Przyrzekłeś że mi dozwolisz mówić...
Nabob założył ręce, przypatrując się im ciągle.
— Ah! — zawołał — czy i wy macie cóś do mnie?.. czy przypadkiem nie wykradłem wam kochanek moi panowie?
— Mylordzie!... mylordzie! — przerwał Roger, którego krew zawrzała od oburzenia — to nazbyt, przysięgam... aby żartować z nas... zemsta nie potrzebuje bodźca!...
Montalt rozłożył ręce jakby spadł z obłoków.
W istocie!... — rzekł — to musi być zakład... a więc odgadłem... przychodzicie szukać zaczepki?...
Roger otworzył usta, Stefan zatrzymał go:
— Mylordzie! — odezwał się zwolna i smutnie — kochaliśmy ciebie powodowani wdzięcznością i szacunkiem... ty sam okazywałeś nam przychylność... pozory mylą częstokroć...
— Pozory! — powtórzył Roger wzruszając ramionami — czyśmy nie widzieli?
Stefan nakazał mu znakiem milczenie.
— Jakżebym pragnął ażebym się omylił —