— Jestem panem!... — pomruknął.
Wziąwszy pod pachę butelkę wyszedł z izby.
Marta słyszała skrzypnięcie otwierających się drzwi i zapadającą klamkę.
Była samą.
Kilka razy błądziła po Paryżu szukając córki nadaremnie, lecz nadzieja jest nieśmiertelną w sercach matek. Piarwszą jéj myślą było wymknąć się i szukać Blanki od domu do domu.
Powstała aby postąpić do drzwi, lecz Remigeusz zamknął je na klucz.
Marta powróciła smutna na dawne miejsce.
Nie czekała długo na męża. Po kilku bowiem minutach drzwi się otworzyły i wszedł zadyszany w skutku przebycia sześciu piątr schodów i będąc obładowany i osłabiony.
Wydał całe trzy franki. Przyniósł bowiem pełną butelkę gorzałki, spory koszyk węgli, librę papieru i garnek z klejem.
Usiadł na materacu dla wytchnienia i żeby pociągnąć z flaszki. Drażliwość jego powiększała się co chwila.
— Tak... tak... — pomrukiwał z zaiskrzonym wzokiem — jestem panem...
Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/1183
Ta strona została przepisana.