Wypocząwszy nieco, darł papier w pasy i powlekał go klejem, a potém zalepiał szpary, co trwało dość długo, gdyż było mnóstwo szczelin.
Marla myślała, że Remigeusz zajmował się tą czynnością w celu zabezpieczenia mieszkania od zimna, lecz spojrzawszy na twarz Penhoela zmieniła zdanie i nie wiedząc dla czego, zadrżała. Remigeusz pracował usilnie a pot spływał mu z czoła; zatrzymywał się jedynie dla pociągnięcia z flaszki. W miarę jak pił, dziki zapał ożywiał jego rysy.
Zużył całą librę papieru, lecz szpary były zalepione. Remigeusz dobrze obliczył, a obecnie przypatrywał się z zadowoleniem ukończonéj czynności.
— Ten który poprzednio wmieszał się pomiędzy nas... — pomruknął — wyszedł... jestem panem... — Wydobył z kąta zardzewiały róst pozostawiony zapewne przez dawnych mieszkańców dymnika i ułożył na nim węgle. Poczém skrzesał ogień i rozzarzył płomień.
Marta widziała to wszystko. Przez chwilę
Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/1184
Ta strona została przepisana.