— Ciężar przygniatał jéj piersi lecz nie czuła go, przejęta radością z połączenia z córkami.
Djana, Cyprjana i Blanka! biedne dzieci... widziała je teraz uśmiechające się, to znów płaczące na jéj łonie.
Jakże się one kochały wzajemnie i jak ją kochały!...
Za temi obliczami anielskiemi, za przezroczą zasłoną pokrywającą marzenia, Marta dostrzegła inną postać: był to mężczyzna, który się pragnął ukrywać i wstydził się.
Oh! Bóg wszystkim przebacza, w niebie nie zachowuje się wspomnień ziemskich... Tam każda miłość jest czystą, każda namiętność uzacnia się pod okiem Boga. Uśmiech Marty wzywał Ludwika Penhoela. Zasłona zgęszczała się: ciemności ją ograbiały, czuła zbliżającą się śmierć.
Gdy usiłowała zebrać wyrazy do ostatniéj modlitwy, ocuciła się z letargu; powiew świéżego powietrza ogarnął jéj twarz i otworzyła oczy... albo raczéj zdawało się, że je otwiera... i spostrzega nową zmianę swych
Strona:PL P Féval Dziewice nocy.djvu/1186
Ta strona została przepisana.